MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chętnie pomogą ci upaść

A. Zboińska, P. Brzózka
Kilka tygodni od zmiany prawa wystarczyło, by radcy prawni i adwokaci już zaczęli zarabiać na upadłości konsumenckiej. W internecie pojawiły się ogłoszenia firm, które oferują wybawienie z rąk windykatorów. Dla zadłużonych po uszy Polaków to szansa na zmianę niekorzystnej sytuacji.

W pierwszej połowie kwietnia w Sieradzu nie wpłynął żaden wniosek o ogłoszenie upadłości konsumenckiej. W Łodzi zaledwie 6. W całym kraju jest ich ok. 1200. W dodatku większość zawierała błędy. Nic dziwnego. Napisanie takiego wniosku to nie lada wyczyn.

- Procedura jest tak skomplikowana, że zwykły człowiek bez pomocy prawnika nie ma szans na jej przebrnięcie - mówi Konrad Gruner z UOKIK. - Co więcej, nikt nie wie, ile takie postępowanie będzie trwało. Może się okazać, że zanim sąd wyda wyrok, majątek dłużnika przejmą komornicy.

Tadeusz Broś, były pracownik Telewizji Polskiej, znany Polakom jako "pan Teleranek", od ponad miesiąca pieczołowicie zbiera dokumenty potrzebne do złożenia wniosku. To są tony dokumentów: m.in. zaświadczenie o tym, że pracę stracił nie ze swojej winy, a potem zachorował na gruźlicę. Musi też precyzyjnie przedstawić wykaz wierzycieli i kwoty, jakie im zalega. Jeśli pomyli się choćby o złotówkę, to sąd oddali wniosek. Dziś były prezenter ma ponad 700 tys. zł zadłużenia. Jeśli sąd pozytywnie rozpatrzy jego wniosek, syndyk przejmie jego mieszkanie z meblami, starą pralką i lodówką. W zamian bankrut otrzyma na rok pieniądze na wynajem innego dużo skromniejszego mieszkania. Sąd ustali też wysokość rat, które będzie spłacać bankowi przez 5 lat. Broś, który dziś jest taksówkarzem i zarabia ok. 2-3 tys. zł miesięcznie, większość przychodów będzie musiał przeznaczyć na spłatę. Za to po 5 latach reszta jego długów zostanie umożona.

Możliwe jednak, że sąd oddali wniosek byłego prezentera telewizyjnego. Broś zaciągnął debet na kartach kredytowych, gdy już był niewypłacalny. A bankrutem - według nowej ustawy - nie może zostać ten, kto zadłużał się wiedząc, że i tak nie będzie płacił rat. Brosia przez skomplikowaną procedurę upadłościową prowadzi prawnik. Robi to za darmo, ale nie każdy dłużnik ma szczęście być byłym prezenterem TV. Przeciętny kandydat na bankruta musi na prawnika wydać od kilkuset do nawet 2 tys. zł.

Prawnicy zwietrzyli więc szansę na dodatkowy zarobek. I co ciekawe, najmocniej o klientów walczą ci, których usługi można kupić... w sklepie internetowym.

Naszą uwagę przykuło ogłoszenie w internecie o wyjątkowo zachęcającej treści: "Uratuj legalnie pieniądze przed komornikiem! (...) Nie musisz pracować przez 10 lat dla komornika. Zostajesz wykreślony z rejestru dłużników. Nie nękają Cię windykatorzy".

Nasza reporterka wcieliła się w rolę schorowanej rencistki, której mąż stracił pracę i pobiera zasiłek dla bezrobotnych. Od 3 miesięcy nie spłacają kredytu gotówkowego, muszą oddać ok. 15 tys. zł. Małżonkowie zajmują mieszkanie spółdzielcze, ale go nie wykupili. Zaległości w płaceniu czynszu wynoszą ponad 8 tys. zł, kolejne dwa tysiące łodzianie zalegają za telefon, blisko 1000 zł za prąd. Szansy na wyjście z długów nie widzą, ogłoszenie upadłości to dla nich jedyny ratunek.
Telefon odbiera mężczyzna, który nie odpowiada wprost na pytanie, czy jest prawnikiem. Dopiero po chwili tłumaczy, że ma podpisaną umowę z łódzką firmą: adwokatem, radcą prawnym. Przygotowanie wniosku, ustalenie pełnomocnika i obecność fachowca na jednej rozprawie kosztuje 500 zł.

- Trzeba mieć dobry powód, by upaść - przedstawiciel firmy cieszy się, że potencjalni klienci zmagają się z bezrobociem i chorobami. - Dobrze, jak dużo zobowiązań przypada na osobę bezrobotną, bo wtedy sąd wyznaczy niewielkie raty do spłaty. A 150 - 200 zł to można sobie dorobić na lewiźnie - mówi.

Nasz rozmówca zapewnia, że adwokaci, z którymi jest związany umową, prowadzą sprawy o upadłość w 38 sądach i zajmują się 200 przypadkami.

Z problemem upadłości nasza reporterka zgłosiła się też do prawników, którzy prowadzą fachowy serwis w internecie. Można wysłać im pytanie i odpłatnie otrzymać odpowiedź. Cena, w zależności od liczby pytań zadawanych miesięcznie, wynosi od 35 zł do 3400 zł netto.

- Jest duże zainteresowanie upadłością. Nie złożyłem jeszcze do sądu żadnego wniosku, bo nikt nie chce być pierwszy. Nie wiadomo, jakie będzie orzecznictwo sądu - przyznaje właściciel "Patientii" Kancelarii Prawno-Finansowej w Łodzi, która ogłasza się w internecie.

Mężczyzna nie chce się jednak przedstawić z imienia i nazwiska. Dodaje, że stawki za prowadzenie sprawy o upadłość wahają się od 600 zł do 7 tys. zł. Przyznaje, że jest właścicielem firmy doradczej, która współpracuje z adwokatami i radcami.

Podobne praktyki krytykuje Andrzej Pelc, dziekan Izby Adwokackiej w Łodzi. - Pojawiają się ludzie, którzy mają jakieś pojęcie o prawie, biorąc zlecenia konsultują je z tymi, którzy mają trochę więcej pojęcia, może nawet współpracują z kancelariami. Oby takich przypadków było jak najmniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki